Owczarek australijski ( typ amerykański ) to rasa wywodząca się z USA. Ich pierwotnym zadaniem było zaganianie bydła na farmach. Stąd też posiadają cechy ( np. umiarkowany stop, brak ogona wg wzorca, budowa pozwalająca na niesamowicie zwinne ruchy ), które wykonywanie im tej pracy miały ułatwiać. Dzisiejszy owczarek australijski nie jest już w większości przypadków hodowany stricte pod pasienie, jednak nadal jest to pies potrzebujący wysiłku fizycznego i umysłowego, kochający pracę z człowiekiem. Dlatego, jeżeli nie jesteś w stanie mu tego zapewnić – najprawdopodobniej nie jest to rasa dla Ciebie.
Często dostaję pytanie czy owczarek australijski to rasa nadająca się do ogrodu – jako hodowla owczarka australijskiego nie sprzedajemy psów na ogród, gdyż podstawowa znajomość rasy polega na świadomości, że ta rasa ta potrzebuje i łaknie kontaktu z człowiekiem. 🙂

Przesadzone są opowieści o codziennych kilkugodzinnych spacerach czy konieczności zadawania sztuczek przez pół dnia. Moja ekipa, jeśli jest potrzeba – potrafią leżeć i nie robić nic poza krótkimi spacerami fizjologicznymi przez kilka dni. Jednak owczarek australijski nie mający nic do roboty będzie zwyczajnie uprzykrzał nam życie poprzez samodzielne szukanie sobie zajęć – niszczenie w domu, szczekanie, ciągłe pobudzenie. Z tego względu ważne jest, aby świadomie prowadzić osobnika tej rasy od samego początku. Szczeniaka należy od początku uczyć wyciszania w domu oraz odpoczywania. Nie trzeba trenować ani psich sportów, ani innych wymagających trochę poświęcenia rzeczy – jeżeli szukasz psa na spacery po górach czy wycieczki rowerowe, owczarek australijski świetnie się sprawdzi również i w takim domu! My jako hodowla też podpowiemy Wam jak prowadzić szczeniaka-czego unikać i na co zwracać uwagę.

Poza potrzebą zaangażowania w wychowanie osobnika tej rasy – jest to najcudowniejszy kompan na świecie. Gdy skończy swój osobniczy próg wieku, który utrzymuje mózg na miejscu – staje się ultrafajnym stworem do życia. Swojego przewodnika darzy miłością bezgraniczną ( do tego stopnia, że atakuje go w łóżku w sobotę rano – zmasowany owczarowy atak:) ), oczywiście z tej miłości zostawia wszędzie swoje kłaki, abyś nie mógł zapomnieć o nich chociaż na chwilę – są na ubraniach, na podłodze, na kanapie, w poduszce, w zamkniętym jogurcie i w kakao – mnożą się po cichu przez pączkowanie i jak się je pozbiera, to okazuje się, ze zasiały ogniska w każdym zakamarku! Owczary są pogodne i przebiegłe, łakome i bez skrupułów, nawet najbardziej oporny na mizianie osobnik ludzki potrafi wymięknąć i poddać się ich urokowi osobistemu. 🙂 I chyba różnicę w posiadaniu pastucha, a psów innych ras potrafi zrozumieć tylko ten, kto przed pastuchem psa innej rasy posiadał. Takie owczary to po prostu mają ludzkie mózgi 😉 i bardzo dobrze, że nie potrafią mówić, bo zagadałyby na śmierć!!!
Gdybym miała wybrać 5 epitetów moim zdaniem najlepiej opisujących rasę byłoby to:
- diabelnie inteligentne
- wielbiące domowników miłością bezwarunkową
- cholernie gadatliwe
- niesamowicie wesołe
- ultrakłaczące 😀
Powyższa wypowiedź jest moją subiektywną oceną tej rasy, proszę do niej podejść z dozą dystansu i humoru !;) Wiadomo, iż w obrębie jednej rasy mogą się trafić bardzo różne osobniki.
Link do wzorca FCI: https://www.zkwp.pl/zg/wzorce/342.pdf
Link do wzorca ASCA: https://www.asca.org/conformation/breed-standard/breedstandard/

Owczarek australijski okiem kupującego!
Poniżej zamieszczamy kilka wypowiedzi właścicieli szczeniąt od nas, w momencie powstawania tych opisów większość psów jest w wieku około roku, czyli zaraz lub jeszcze w trakcie najgorszego okresu dinozaura.
Roksana & Vuko
„To, ze zwróciłam uwagę na owczarka to trochę kwestia przypadku – przykuł moja uwagę wyglądem takiego „prawdziwie psiego psa”, był fajnej średniej wielkości i o tak różnorodnym umaszczeniu, że wiedziałam ze znajdę takiego który mi się spodoba. Zaczęłam czytać o rasie, wymaganiach, problemach i trochę mnie to przytłoczyło.. nie byłam pewna, czy to pies dla naszej rodziny i czy dam sobie z nim radę. Znalazłam hodowlę i hodowcę otwartą na dalszy kontakt po zakupie psa i na tyle blisko, by móc podjechać i pogadać. Marzyła mi się czekoladowa suczka a dostałam black tri samca.
Totalnie zdałam się na doświadczenie Zuzy i na to, że dobierze nam psa jakiego potrzebujemy. I Vuko taki właśnie jest, cudowanie odnalazł się w naszym domu, stawia przede mna wyzwania ale to, ile daje z siebie… Główna obawa po przeczytaniu forów – reaktywność i duża emocjonalność psów, wielkie wymagania fizyczne i to, że trzeba trenować codziennie i dużo by „coś z tego psa było”. Okazało się, że owszem, Vuko potrzebuje dużo uwagi i pracy ale jakościowej a nie ilościowej. Nie roznosi nam domu, nie wymusza ciągłej uwagi i nie wymaga godzin zabaw i spacerów. Tu akurat moja zasługa jest dość mała, słuchałam mądrzejszych którzy mówili, że czasami co za dużo miłości to niezdrowo. Pozytywnie zaskoczyło mnie to, jak chętnie podchodzi do każdej proponowanej aktywności, od pierwszego treningu dostał miano kujona i tak zostało, uczy się mega szybko i tak bardzo chce zadowolić człowieka, że czasami pokazuje wszystko co umie a nie to czego się wymaga. Czytałam, że to „pies jednego pana” i u nas bardzo to widać, Vuko może pracować i bawić się z innymi, ale słucha głównie mnie, nie potrzebuje i nie garnie się do obcych, co po 10 latach z goldenem jest zaskakujące. Życie z aktywnym szczeniakiem nie jest łatwe – zdarzają się dni bezsilności, regresy i 3 kroki w tył po jednym do przodu, są treningi, gdy wszystko wychodzi idealnie i takie, po których chce się płakać i rzucić wszystko w cholerę. Vuko jest bardzo wrażliwy na moje emocje i nastroje, nie wiem czy to ogólna cecha rasy czy naszego szczeniaka, co pokazuje mi, ze najwięcej pracy muszę wykonać ja ze sobą a dopiero potem z nim.”
Magdalena & Heca
„Jak to się stało, że jesteśmy właścicielami owczarka australijskiego?
Przed decyzją o zakupie psa moja 4-osobowa rodzina stanęła wiosną 2023 roku, gdy tęczowy most przekroczyła nasza 12-letnia hovawartka. Nasze nastoletnie dzieciaki nie znały życia bez psiego członka rodziny, a my z mężem przez ćwierćwiecze wspólnego życia byliśmy właścicielami dwóch czworonożnych dziewczyn (różnych pod względem wielkości, osobowości i temperamentu, ale w danym momencie wpasowujących się w aktualną sytuację rodziny). Doskonale wiedzieliśmy, że jedynym lekarstwem na wyrwę w sercu po zmarłym psie, może być tylko następny pies. Oczywiście mieliśmy świadomość, że decyzja o jego posiadaniu, choć w tamtej chwili zabarwiona emocjonalnie, musi być przede wszystkim przemyślana i racjonalna (również w kwestii rasy). Daliśmy sobie czas. Przeanalizowaliśmy aktualną sytuację życiową. Chcieliśmy psa inteligentnego, przyjaznego, pozbawionego agresji, średniej wielkości, temperamentnego nie-kanapowca i nie „do torebki”, który będzie towarzyszem naszej codzienności, naszych aktywności i naszych podróży. I gdy po lekturze informacji na temat charakteru rasy, wysłuchaniu i przeczytaniu stanowisk właścicieli w internetach, zaczęło nam się wydawać, że owczarek australijski byłby idealny, postanowiliśmy upewnić się u znawcy tematu. Hodowla Staroaks była bardzo dobrze ocenianą hodowlą położoną w odległości 100 km od nas. Zdawaliśmy sobie sprawę, że dobrzy hodowcy raczej krytycznie patrzą na przyszłych „ludzkich rodziców” swoich szczeniąt, ale nam zależało na szczerej opinii. Nie chcieliśmy mieć OA za wszelką cenę, bo blue merle pięknie się wkomponuje w naszą kanapę, a jego błękitne oczy będą współgrać z szafirowym pierścionkiem po babci. Napisałam o nas bez ściemniania, o tym, jak to widzimy, bez obiecywania, że mamy w planach wystawy, czy pasienie owiec itp. Więc kiedy Zuzanna odpisała, że jest przekonana, że owczarek australijski jest odpowiednim psem dla nas, byliśmy już zdecydowani. Od momentu, gdy podjęliśmy decyzję do momentu pojawienia się w domu naszej suczki (tak, uparłam się, że to ma być dziewucha) minął prawie rok. Wydawało się nam, że nigdy wcześniej nie byliśmy bardziej gotowi na psa, ale… teoretyczne przygotowanie na aussie, to jak studiowanie medycyny online.
Nasz pierwszy rok z owczarem
Heca zamieszkała z nami jako 9-tygodniowy szczeniak tuż przed majowym weekendem i bezproblemowo weszła w nowe środowisko. Odważnie eksplorowała dom i ogród, pilnując jednak, byśmy byli blisko. Oswajanie z imieniem poszło błyskawicznie.
W pierwszej kolejności skupiliśmy się na treningu czystości. Żadnych mat. Siku miało być w ogrodzie. Sprzyjała nam pogoda i nasza determinacja, by temat załatwić, jak najszybciej. „Dwójka” w domu zdarzyła się tylko raz, a jako 4-miesięczny szczeniak Heca sygnalizowała załatwianie swoich potrzeb. Owszem, podsikiwanie w emocjach i w zabawie zdarzało się dłużej, nawet wtedy, gdy przed chwilą było regularne siku. Nawet dziś się zdarzy, gdy Pan zagada do niej czułym głosem (ale on już tak działa na kobiety).
Bardzo szybko rozpoczęliśmy też trening klatkowania. Nie daliśmy jej alternatywy – kennel był jej jedynym psim posłaniem. W zasadzie od początku wygląda to tak, że Heca w nocy śpi w zamkniętej klatce. Wieczorem na hasło „idziemy spać” po prostu tam wchodzi majestatycznym krokiem, a my zasuwamy rolety i zamykamy drzwi. Jak jest ciemno, to jest noc i w weekendy o godzinie 9:00 też jest jeszcze noc i czas na spanie. W ciągu dnia z klatki praktycznie nie korzysta. Śpi, gdzie chce, zazwyczaj na podłodze lub na swoim fotelu, byle blisko człowieka. Nigdy nie zamykamy jej w klatce, gdy zostaje sama w domu. Nie ma takiej potrzeby. Od samego początku, aż do teraz (i mam nadzieję, że nie piszę tych słów w złą godzinę), pod tym względem to cudowny pies, który absolutnie niczego nie niszczy w domu. A ma do dyspozycji cały dół. I to jest takie mega zaskoczenie na plus, jeśli chodzi o naszego ozika. A widzieliśmy i słyszeliśmy już wiele o destrukcyjnych możliwościach psów, a z naszymi poprzednimi psicami również ich doświadczyliśmy. Inaczej sprawa wygląda z ogrodem i powiem oględnie, że wymaga on rewitalizacji i kilku nowych nasadzeń.
Od początku przyzwyczajaliśmy Hecę do jazdy samochodem, wszak miała być towarzyszem naszych kamperowych wypadów. Zaczęło się od krótkich tras w stylu dom-szkoła, dom-dworzec, dom-paczkomat. Dziś Heca na hasło „jedziemy” odstawia swój taniec tyłkiem, a potem pierwsza wskakuje do auta. Muszę pilnować, bo potrafi wśliznąć się do auta niezauważenie za fotelem kierowcy jako ósmy pasażer Nostromo. Pierwszą, krótką wycieczkę kamperem zrobiliśmy, gdy Heca miała 4 miesiące, a potem, nim skończyła pół roku, dotarliśmy z nią aż pod hiszpańską Walencję – sama jazda absolutnie bezproblemowa, a wędrówki po zatłoczonych miastach, jazda metrem, to była rewelacyjna socjalizacja.
Jeżeli chodzi o kontakty z innymi psami, Heca od początku jest przyjazna, ale niestety z każdym bez wyjątku chce się przywitać, co jest naprawdę sporym problemem przekładającym się na jakość naszych spacerów. Obecnie nadal słabo chodzi na luźnej smyczy (no nie ma takich „ciastków”, które by ją przekonały, a może raczej działają tylko przez chwilę) – wszędzie jest za dużo bodźców (nawet w lesie), a zwłaszcza teraz, gdy hormony buzują.
W okres buntu nastolatki wkroczyła jesienią, gdy miała 7-8 miesięcy i od tamtego czasu mam w domu psiego Billy Milligana – w jednym ciele cztery psy:
– pies rzep – to Heca w odsłonie domowej, wpatrzona w człowieka, podążająca za nim (nawet do toalety); uważna, czujna, inicjująca zabawę, skora do intelektualnego zaangażowania i ćwiczeń, ale również potrafiąca bezproblemowo się wychillować, czuła i domagająca się głaskania. Musi być blisko. Wieczorem, to nawet film z nami obejrzy (ulubiony to „Yellowstone”), no chyba, że akurat jest zajęta hipnotyzowaniem wzrokiem kieliszka z czerwonym winem. W domu nie szczeka, ani na dźwięk dzwonka, ani nawet jeśli zaintrygują ją odgłosy z zewnątrz. Sępi oczywiście jedzenie, ale jeszcze nie dokonywała aktów kradzieży. Raczej nie przepada za jedzeniem z miski. Lubi, jak jest trudniej. Lubi pracować za żarcie. Przez pewien czas sprawdzały się u nas zabawki spowalniające jedzenie, ale Heca rozpracowywała je bardzo szybko, a potem zaczynała się dekonstrukcja poszczególnych elementów.
– fanka lasu – tutaj wykazuje już większą niezależność, interesuje się wszystkim, reaguje na każdy odgłos (na te których ja nie słyszę również i wtedy zaczynam żałować, że kiedyś przeczytałam „Naturalistę” A. Mayne’a), nie ma tendencji do jedzenia śmieci, a do wczoraj mogłam też powiedzieć, że nigdy się w niczym nie wytarzała. Jeśli chodzi o przywołanie, to zdarzają się wybryki, ale jest coraz lepiej. Natomiast Heca i podobno pozostałe jej rodzeństwo z miotu również, ma tendencję do targania chrustu z lasu. U nas dochodziło do sytuacji, że brała się za konary większe siebie i robiło się już naprawdę groźnie dla niej i dla nas. Temat się skończył, gdy zrobiliśmy sobie od siebie małe wakacje i przez parę dni mieszkała w domu psich behawiorystów (nie wiem jak dokonali tego cudu i nie wnikam). Za to po powrocie zaczęła przegryzać smycze, traktować je jak szarpak (jak nie urok, to sraczka), więc wprowadziliśmy na jakiś czas kaganiec, żeby utrwalić rezygnację z gałęzi i żebyśmy nie zbankrutowali na smyczach. Na spacerach Heca też raczej nie szczeka, czasem wokalizuje, gdy w okolicy pojawia się inny pies. Nie odpowiada szczekaniem na ujadające ze swoich posesji psy.
– miłośniczka motoryzacji, o której już pisałam – w aucie jest jak zahipnotyzowana, dopóki nie zobaczy innego psa. Wtedy budzi się bestia.
– niesubordynowany japacz ogrodowy – wychodzi pod pretekstem „małego siku”, a potem na jednej linii ogrodzenia ściga się z bokserem sąsiadów, na drugiej z samochodami. I szczeka. I niestety nie są to piękne, rzadkie barytonowe szczeknięcia zadające szyku w całej okolicy, niczym wywołujący ciary głos Caleba Followilla. Tak szczekają tylko molosy. Ujadanie Heculi to taki Zenon M. na Sylwestrze w Zakopanem (hmm… powiedzmy, że dla koneserów gatunku). Wracać do domu nie ma najmniejszego zamiaru. Na przywołanie reaguje spojrzeniem w stylu „kim jesteś kobieto? kto to jest Heca? Złap mnie jeśli potrafisz!” To zdecydowanie najgorsza wersja naszego psa i wtedy mam ochotę dzwonić do Zuzy z reklamacją.
Heca ma obecnie prawie rok, waży ok. 20 kg.
Dużo pracy i przyjemności jeszcze przed nami.”
Karolina & Krystian & Indy + Luna
„Najpierw krótko o nas: dwoje 30 latków, na razie bez dzieci, suczka Luna, domek z
kawałkiem własnego ogródka. Miłość do psów od małego dziecka (Karola).
O owczarku australijskim myśleliśmy jeszcze zanim pojawił się nasz pierwszy pies
(suczka border collie).
Po niecałych dwóch latach z naszą borderką i ponownym rozpoznaniu wśród ras
zdecydowaliśmy się na aussika jako drugiego psiaka.
Indy ma już 11 miesięcy, więc śmiało możemy powiedzieć, że co nieco już
doświadczyliśmy.
Pamiętam pierwszą rozmowę telefoniczną z Zuzią, gdy powiedziała mi o różnicy w
delikatności między borderem a aussie. Przyznaję, że nie wierzyłam, że aussie są
„mało delikatne” w wielu zachowaniach, myślałam, że na nasza Luna jest mało
delikatna, bo potrafiła z impetem się w nas władować czy dać buziaka z
przyszczypnięciem w zabawie. Szczerze, różnica jest spora. Choć bierzemy pod
uwagę, że Luna to suczka, a Indy samcem, w życiu codziennym widać tą różnicę.
Dla przykładu samo wchodzenie do kennelu, Indy tam wpada nie zwracając uwagi
czy drzwiczki są odpowiednio uchylone, podczas gdy Luna wchodzi łapka za łapką.
Pierwsza rozmowa telefoniczna była bardzo miła, przepełniona informacjami, o tym
jaka jest hodowla, rasa i rodzice planowanego miotu. Następnie to Zuzia mnie
przepytała. Pytała zarówno o nasze życie, czas wolny, doświadczenia z psami, jak i o
Lunę. A wszystko to, po co by dobrać nam pieska pasującego charakterem do
naszego życia.
Z założenia przy jednym psie się nie nudziliśmy, ale mieliśmy poczucie, że jest
jeszcze miejsce na aktywnego członka rodziny. Aktualnie nasz dom jest przepełniony
kłakami i psią miłością.
Nasze oczekiwania w dużym stopniu zostały spełnione. Chcieliśmy psa, który nie
będzie się bał nowych sytuacji, da wsparcie Lunie. Szukaliśmy psa aktywnego o
dobrych predyspozycjach sportowych. Choć rodzice Indiego nie trenują agility czy
frisbee, to Indy ma genialne warunki fizyczne do obu dyscyplin. Jest bardzo skoczny,
ładnie ląduje, ma proporcjonalną budowę ciała i lubi próbować nowych aktywności
sportowych. Nie chcieliśmy psa „na kanapę”, a aktywnego i radosnego psa. Nasze
oczekiwania zostały wysłuchane i spełnione.
Pozytywnie zaskoczyło nas, jak szybko Indy odnalazł się w nowym domu, choć
nauka czystości nie szła mu zbyt szybko. Zdarzyło mu się kilka razy zrobić siku na
łóżko lub kanapę i powodem nie była potrzeba stricte fizjologiczna a raczej znaczenie
miejsca/terenu. Po wskazówkach od Zuzi, aby miał totalny zakaz wchodzenia na
takie miejsca, problem odszedł, a wystarczyły na to może 2 tygodnie. Aktualnie
piesek „może wszędzie” i problem już nie wrócił. Indy nie ma problemu też z
załatwianiem się w nowych miejscach, co dla niektórych piesków jest
problematyczne.
Stanowczość i asertywność w kontaktach z pasami jest ważna, a przy owczarku
australijskim bardzo ważna. W przeciwnym przypadku, pies wejdzie na głowę
fizycznie i psychiczne. Wiedzieliśmy, że aussie to rasa mocno wokalizująca. W domu
nie stanowi to dla nas problemu, bo Indy szczeka jedynie, gdy usłyszy na zewnątrz
coś niepokojącego, co jest zupełnie naturalne i wręcz pożądane. Ale w stosunku do
innych psów, potrafi szczekać na całe gardło. Od momentu, gdy zaczął dojrzewać
szczekanie na inne psy eskalowało, a spacery nie są najprzyjemniejsze. Wiemy, że
jest to zachowanie wywołane wysokimi emocjami podczas zauważenia innego psa.
Pracujemy nad tym, by nasze spacery były przyjemne zarówno dla niego jak i dla
nas.
Indy aktualnie waży ok. 23 kg więc swoją masą i ciągnięciem na smyczy potrafi
pokazać swój charakterek. W tym wieku można mieć ochotę zamknąć psa na pół
roku i odczekać, aż w głowie się poukłada.
Dojrzewający samiec tej rasy (w naszych oczach) jest jak osoba z rozdwojeniem
jaźni. W domu staje się coraz bardziej czuły, delikatny w kontaktach z nami, potrafi
przyjść i sam zainicjować smyranie, aby za chwilę skoczyć z oparcia kanapy i z
pełnym impetem pobiec po zabawkę, czy podokuczać Lunie.
Powoli, w tempie adekwatnym do Indiego przenosimy fajne, wypracowane
zachowania na zewnątrz. Indy od samego początku miał bardzo dużą motywację na
jedzonko, co znacznie ułatwia naukę pierwszych haseł. Z biegiem czasu zaczęliśmy
zamieniać jedzonko na zabawkę. Okazało się, że dla Indiego zabawki są fajne, ale
tylko te, którymi właśnie bawi się Luna. Cały czas pracujemy nad generalizacją
zabawy piłką czy szarpakiem w nowych miejscach. W domu Indy potrafi sam
zainicjować zabawę z nami, na naszym podwórku też. W końcu widać, że zabawa z
nami sprawia mu frajdę.
Zuzia miała nosa do przydomka hodowlanego. W hodowli Indy był nazwany
„Cappuccino”. Pierwsze wymuszanie na „ładne oczka” i charakterystyczny dla
Indiego ruch łapką był właśnie wywołany na kubek po kawie. Wstępne mycie naczyń
mamy zapewnione.
Jak na owczarka przystało, Indy pilnuje swojego stada, nie lubi zostawać sam. Dużo
lepiej się czuje, szybciej zasypia i chilluje, gdy jesteśmy obok. Nie jest to natrętne z
jego strony, po prostu lubi być w naszym towarzystwie.
Indy od małego szczeniaka był przyzwyczajany do klatki. I choć podczas naszych
nieobecności wyszedł z klatki, tj. wygiął pręty w drzwiczkach dwóch klatek, potrafi
spać w kennelu całą noc, czy zostawać na jakiś czas bez jojczenia czy darcia
pyszczka.
Hodowla:
Pierwszą rozmowę już opisałam, potem była jeszcze jedna i kilka razy
wymieniałyśmy się wiadomościami. Kontakt przed ciążą, w trakcie ciąży, po
narodzinach jak i teraz mamy stały. Zuzia dba, abyśmy byli w stałym kontakcie. Nie
zależy jej tylko na superlatywach, ale chce wiedzieć jak sobie radzimy z
codziennością. Z jakim problemem byśmy się nie odezwali, wiemy, że dostaniemy
pomoc. Szczeniaki odwiedziliśmy jak miały ok. 5 tygodni. Zuzia nam opowiedziała o
swoich psach, każdego poznaliśmy, zobaczyliśmy jak wygląda hodowla „od środka”.
Sam odbiór Indiego poszedł sprawnie, dostaliśmy też fajną wyprawkę i instrukcję
obsługi szczeniaka przygotowaną przez Zuzię.
Pies:
Zuzia dobrała do nas fajnego psiaka, który nie boi się nowych rzeczy. Jest
odwrażliwiony na wiele domowych dźwięków, więc jak nam coś spadnie w kuchni,
czy chodzi blender Indy potrafi odpoczywać. Bardzo dobrze czuje się w swoim
stadzie, jest mega sprawny fizycznie i bardzo szybko uczy się nowych rzeczy. Nowe
hasła, czy sztuczki nie sprawiają mu trudności i w kilka sesji możemy zwiększać ich
poziom.
Cały czas mamy kontakt z częścią rodzeństwa Indiego, zwłaszcza z braćmi. Trzeba
przyznać, że chłopaki są bardzo emocjonalni w kontaktach z innymi psami, także
mamy wspólne trudności do przepracowania. Zuzia organizuje spacery dla naszego
miotu. Poza spacerem mamy tez czas wspólnie ponarzekać, czy zachwalać co już
udało nam się razem zrobić.
Zdrowie:
Komplet badań rodziców widzieliśmy na miejscu, badania Indiego dostaliśmy dla
siebie wraz z metryką do rodowodu.
Na dzień dzisiejszy, Indy nie miał żadnych reakcji alergicznych zarówno
żywieniowych i środowiskowych. Pomimo wpadania w wiele przedmiotów i
niespodziewanych skoków nic mu się nie przydarzyło (i oby tak zostało).
Cechy rasy:
Indy jest czułym psem, który szybko się frustruje w trudnych dla niego sytuacjach.
Pilnuje nas jako swoje stado, obserwuje otoczenie i zaczyna nas informować o
„zagrożeniach” czy zmianach w otoczeniu. W domu czuje się bezpiecznie i bez
problemu potrafi odpoczywać, „nic nierobienie” w innych miejscach mamy jeszcze do
przepracowania. Jest czujny, dużo węszy, świetnie wchodzi w środowisko.
Owczarek australijski nie jest dla każdego. Trzeba się liczyć z tym, że życie z taką
rasą jest wymagające, jest rasa pasterska psów pracujących. Leżenie na kanapie
całymi dniami nie jest w ich naturze. Elementy sportowe, zabawa na świeżym
powietrzu, swobodne węszenie w terenie czy nauka haseł ułatwiających wspólne
życie to minimum jakie należy zapewnić psu.
Samiec w okresie dojrzewania ( u nas zaczęło się około 7 m-ca) jednego dnia potrafi
zapomnieć czym jest „siad”, a drugiego zaczyna pięknie łapać i oddawać piłkę, czego
wcześniej nie potrafił skoordynować. Zmienność nastroju jest widoczna gołym okiem,
a zachowania wywołane silnymi emocjami dają popalić. Dla świadomych psich
opiekunów, którzy chcą aktywnie prowadzić życie ze swoim psem to będzie rasa
fajna, ale wymagająca.”
Oliwia & Niji
„Dlaczego zdecydowałam się na owczarka australijskiego? Szukałam psa z którym będę mogła się rozwinąć w sportach kynologicznych i z którym będę się świetnie dogadywać. Pierwsze spotkanie z tą rasą było na wystawach, jednak były to tylko obserwacje z daleka, nie wiedziałam jak to jest ,,od kuchni”. Piękne, majestatyczne i mądre psy-pierwsza myśl! Po kilku latach mogłam spełnić swoje marzenie. Jednocześnie z momentem wzięcia psa moje postrzegania co do rasy obróciły się o 360°. Wciąż tak samo jestem w niej zakochana i nie zmieniłabym zupełnie nic w mojej decyzji. Ale to co piszą i mówią niektórzy w internecie to zupełne przeciwieństwo tego czego możemy doświadczyć na własnej skórze. Co ja mogę powiedzieć o swoim OA? Piekielnie mądra, aż czasem za mądra

Jest to taki mix, bo mogę powiedzieć, że jest pewna siebie i niepewna jednocześnie. To sporo zależy od sytuacji w jakiej się znajduje. Jestem w 100% zdania, że potrzebna jest im pewna ręka do wychowania. Bardzo długo się docierałyśmy, minęło sporo czasu zanim w pełni się dogadałyśmy. Były to metody prób i błędów. I wiem, że nie jedna osoba mogłaby się w tym momencie poddać. Choć wcześniej miałam psy to musiałam się od nowa nauczyć wszystkiego co do tej pory wiedziałam o wychowaniu. Nauczyć się od nowa funkcjonowania z psem z takim temperamentem. W naszym przypadku bardzo dużo dało nam jeżdżenie na zawody, treningi grupowe czy zwykłe wyjazdy, w ten sposób budowałyśmy swoją relację. Wcześniej wyglądała ona tak, że ja frustrowałam się bo nie rozumiałam jej, a ona frustrowała się bo nie rozumiała mnie. Aktualnie, po prawie 5 latach wspólnego życia, wielu załamaniach, treningach, wyjazdach i szkoleniach rozumiemy się bez słów. Kocham ją nad życie, siedząc na kanapie przyjdzie do mnie, wtuli się głowa i oczekuję całusów w czółko. Bardzo pozytywnie zaskoczyło mnie to, że odnajdzie się w każdej zaproponowanej jej aktywności, jest zdolna we wszystkim, polubi wszystko w czym możemy być razem. Jest bardzo wpatrzona we mnie, na treningach w niektórych sytuacjach spojrzy mi w oczy tak jakby pytała się czy robimy dobrze, albo czy już czas żeby to zrobić. Przed jej wzięciem niektórzy pisali mi, że OA nie nadaje sie do frisbee, że nie będzie skoczna i zwinna. Mysle, ze pokazaliśmy, że jest zupełnie odwrotnie przy odpowiednim wprowadzeniu do sportu.

I że jak się chce to można wszystko!”
Ula & Otis
„Przede wszystkim decyzja o powiększeniu rodziny była bardzo świadomą decyzją. Nim zdecydowaliśmy się na owczarka australijskiego, zasięgnęliśmy wiedzy u osoby, która dobiera rasę psa do trybu życia rodziny. Otrzymaliśmy trzy propozycje, z którymi bardzo wnikliwie się zapoznaliśmy. Jednogłośnie rodzina wybrała Aussie. Do hodowli także trafiliśmy z polecenia. Z racji tego, że byliśmy bardzo dobrze przygotowani na przyjęcie psiaka do domu, w sumie niewiele nas zaskoczyło. Jedyne co wymagało od nas większego wysiłku to nauka sikania na dworze. Nasz maluch dość długo sikał w domu. W zwiazku z tym, że jesteśmy bardzo aktywną rodziną, musieliśmy w pierwszych miesiącach w 100% podporządkować się psu. W grę wchodziły tylko krótkie spacery, powroty do domu prosto po pracy, mniej wycieczek rowerowych. Negatywnie zaskoczył mnie fakt, że do niewielu sklepów można wejść z psem, że z psem nie można wejść na teren kościoła

również szukając noclegów, miejsc gdzie można przyjechać z psem jest zaskakująco mało. Podsumowując, to już 7 miesięcy jak nasza psina jest z nami. Nikt z nas już nawet nie pamięta jak było bez niego ale na pewno nie byliśmy wtedy kompletni”
Ola, Paweł & Bitka + 3 psy po przejściach
„Ozzik: czemu, jak i dlaczego? Kiedyś mowilam sobie „NIGDY ZADNEGO OZZIKA! ONE SĄ NIENORMALNE”. Tak właśnie wygląda nieświadomość i niewiedza. Tak to jest, jak układa człowiek w swojej głowie osąd na podstawie zdań innych. Pewnego dnia to się zmieniło! Jak? Pozwalałam niesamowitą kobietę, która razem z mężem i dziećmi mają całe stado ozzikow. I co? Nikt nie latał pod sufit, krew się nie lała a futro nie latało. Z dnia na dzień zaczęłam przekonywać się, że to rasa niesamowicie mądra, lecz wymagająca. I z dnia na dzień zaczęłam chcieć niesamowicie mieć ozzika! Zbiegiem okoliczności (lub też nie) dostałam propozycje posiadania suczki na współwłasnośc. Co przeważyło? Wiele czynników. Duży pies mogacy narobić hałasu w domu w lesie w razie W. Co jeszcze? Skoro mam 3 psy całkowicie innych ras, okrutnie skomplikowanych i upartych…to weźmy jeszcze jednego!!! Na początku było cudo! Malutka puchata kulka biegajaca i sprawiająca radość że swojej nieporadności. Schody zaczęły się, kiedy to puchata kurka zaczęła zmieniać się w triceratopsa (mówimy tu o dorastaniu). Na szczęście wiedziałam że mogę liczyć na Zuzie (właścicielkę hodowli i rzekomą niesamowitą osobę z początku opisu). Wiele rozmów, rad, porad było za nami. Za namową Zuzi poszliśmy z naszym triceratopsem na kurs. Czy pomogło? Niesamowicie! Suczka zaczęła ogarniać rzeczywistość! Czy jest teraz pięknie i kolorowo? No cóż…tak to bywa tylko w bajkach! Wielorasowosc w naszym stadzie nie ułatwia cały czas sytuacji. Stary zgorzkniały West który chce szeryfowac, nie raz nie dwa się pogryzł do krwi z ozzikiem. Czy były zwatpienia czy się nadajemy do tego? Oj były!
Ozziki to rasa uparta. Bo przecież zaganiają byki! Nie są dla każdego! Trzeba być jeszcze bardziej upartym od nich! A jak dasz im palec…to wezmą cala rękę! Ale za to jak się poskromi tego stwora… ich miłość, lojalność i oddanie jest nieoceniona! Zawsze możesz liczyć na ten uśmiechnięty ryjek, na tulaski i sierść na ubraniach

Żeby mieć ozzika, trzeba byc świadomym WSZYSTKICH wad. Lepiej nawet jak będzie się myślało tylko o nich. Dlaczego? Ponieważ sprawia to, że jest się jeszcze bardziej zawziętym i cel staje się jeszcze bardziej satysfakcjonujący! No i co najważniejsze…. mieć osobę, która zawsze Ci będzie pomagać radą! Więc hodowla ma znaczenie! Taka, gdzie hodowca bada psy, nie robi produkcji szczeniaków, tylko kieruje się dobrem swoich psów”
Weronika, Artur & Ozi
„
Wszystko zaczęło się ponad 3 lat temu, kiedy Artur zaczął myśleć o dodaniu psa do rodziny. Przede wszystkim szukał takiego, który najlepiej odnajdzie się w trybie życia, jak i brał pod uwagę inne preferencje: m.in wielkość, wagę, aktywność. Po dłuższych poszukiwaniach zafascynował się owczarkami australijskimi – a kiedy się poznaliśmy, zaraził mnie tą fascynacją. Od tego momentu następne dwa lata przeznaczyliśmy na zapoznanie się z rasą i edukację jak wychować szczeniaka, jak trenować z psami. Od początku byliśmy nastawieni, że może nie być łatwo i kolorowo, więc również byliśmy nastawieni na współpracę z trenerem czy behawiorystą. Ozi to nasz pierwszy pies w dorosłym życiu, choć oboje mamy doświadczenia z owczarkami niemieckimi z domów rodzinnych. W końcu nadszedł ten wymarzony dzień gdy odbieraliśmy szczeniaka z hodowli i nagle… okazało się, że teoria a praktyka to zupełnie dwie różne rzeczy Ozi od samego początku ma silny charakter. Jest uparty, więc trzeba mu konsekwentnie wyznaczać granice. Naszym największym wyzwaniem było bardzo szybkie przebodźcowanie i rozemocjonowanie – nadmiarem zapachów, deszczem, silniejszym wiatrem, zabawą – które później wyładowywał na nas (na nogawkach spodni, bluzach, nogach, rękach). W krytycznym momencie mogliśmy pozwolić sobie na ,,szaloną” minutę -dwie zabawy i 15-30 minut spaceru maksymalnie. Musieliśmy włożyć dużo pracy przede wszystkim w zrozumienie sygnałów jakie nam Ozi przekazuje żeby zapobiegać takim sytuacjom, ale w końcu się udało. Teraz zdarza się to sporadycznie przy trudnych dla Oziego sytuacjach. Inną trudnością, która się u nas pojawiła, było wymuszanie – głównie skakaniem i podgryzaniem, kiedy mu się czegoś zabraniało. Tutaj naprawdę było potrzebne mnóstwo cierpliwości, opanowania i masa konsekwentnego, czasami do znudzenia, odsyłania na miejsce. Z drugiej strony, Ozi jest psem takim trochę ,,hop do przodu” i ekstremalnie ciekawskim. Jest zazwyczaj pewny siebie, ale w niektórych sytuacjach szuka naszego potwierdzenia. Mało czego się boi, ostatecznie i tak wygrywa ciekawość Pięknie współpracuje z człowiekiem – na ten moment byliśmy na Rally-O oraz szkolimy Oziego w domu (głównie posłuszeństwo i sztuczki), jeszcze myślimy nad wyborem takiej docelowej aktywności. Jest wpatrzony w osobę, która go prowadzi, jest zaangażowany. Powiedziałabym, że są również cechy, które są jednocześnie super jak i doprowadzające do szału z jednej strony Ozi jest mądry w taki życiowy sposób, dużo kombinuje, czasami można być pod wrażeniem jak połączy kropeczki, ale z drugiej strony równie szybko wymyśli sposób jak ukraść jedzenie z blatu, nawet jeśli ma po drodze dwoje ludzi do obejścia. To samo jeśli chodzi o jego upór – potrafi wykorzystać go w zadaniach na myślenie, np. szukając smakołyków w zabawce gdzie musi coś nacisnąć, przesunąć, zdjąć itp., ale również jeśli czegoś bardzo chce i nie może tego dostać, potrafi rozkręcać dramaty. Bardzo dużo źródeł straszy, że ta rasa cechuje się nadprzeciętną aktywnością fizyczną. W naszym przypadku nie do końca tak jest. Ozi zdecydowanie nie jest psiakiem, którego można wypuścić na działkę i on sobie pobiega – prędzej usiądzie przed drzwiami tarasowymi i będzie patrzył co robią jego ludzie w domu (ewentualnie może skorzystać z okazji i przekopać podwórko). W naszym przypadku jedyne prawidłowe wyjścia na działkę to te z człowiekiem i szarpakiem lub pullerem, raz na jakiś czas z piłką. Ozi pobiega z nami i za zabawką, ale nastaje moment gdzie widać, że on już nie chce – ale nadal chętnie uczy się czegoś, porobi komendy albo bawi się w szukanie schowanych zabawek. Poza aktywnością, ważna jest nauka odpoczywania – zmęczony/przebodźcowany pies bez odpowiedniego odpoczynku naprawdę potrafi zachowywać się 3x gorzej. Co więcej mogę powiedzieć o Aussie na przykładzie Oziego? To na pewno nie są delikatne psy – na widok swojego człowieka potrafi doskoczyć na wysokość twarzy i niechcący dać buziaka albo wbiec prosto w nogi, a jeśli człowiek siedzi na kanapie na jego drodze, to nic nie stoi na przeszkodzie żeby go przeskoczyć 😀 Aussie w domu to też pomocnik – niezależnie czy chodzi o remont, sprzątanie czy gotowanie. Nic nie cieszy bardziej niż kłaczek w kawie lub odciśnięty nos na świeżo wyczyszczonej szybie Ozi to doskonały obserwator, inspektor, nie straszne mu maszyny na budowie czy hałasy. Ale! Przez pierwsze miesiące robot sprzątający miał ciężką pracę, bo był notorycznie zaganiany 😀 Jeśli chodzi o kwestię szczekania, to Oziemu nie zdarzyło się szczekać na inne psy (bardziej piszczenie, jojczenie). Co innego jeśli sąsiad zaparkuje na podjeździe, ktoś głośno rozmawia na zewnątrz albo właśnie podjeżdża kurier… Teraz Ozi ma już prawie rok i mogę śmiało powiedzieć, że nie wyobrażamy sobie życia bez niego, nawet jeśli pojawiają się wyzwania Owszem, okres dojrzewania bywa ciężki, emocje kipią i móżdżek czasami gdzieś ucieka, a pies bardziej przypomina dinozaura. Jednak są też chwilę kiedy przyjdzie na mizianie, pomemlać po uchu lub przyniesie ulubioną zabawkę Mam wrażenie, że albo nasze początki były dużo cięższe lub po prostu uodporniliśmy się mentalnie Na początku, budowanie relacji z Ozim to był proces pełen wzlotów i upadków, ale efekty w pełni wynagradzają ten czas. Mimo trudności również potrafi swoimi pomysłami nas rozbawić i pozytywnie zaskoczyć Często słyszy się, że OA nie jest dobrym wyborem na pierwszego psa – powiedziałabym, że to zależy i nie ma tutaj jednej prawidłowej odpowiedzi. Prawdą jest, że ta rasa potrzebuje konsekwentnego prowadzenia, stabilnego i cierpliwego przewodnika. Na pewno nie jest to pies dla osób, które się łatwo poddają lub oczekują natychmiastowych rezultatów. Warto wyrobić sobie umiejętność zarządzania swoimi emocjami – w naszym przypadku Ozi bardzo łapie naszą frustrację. Psy tej rasy potrzebują wyzwań, uwielbiają stymulację mentalną. Gdybym jednym zdaniem miała podsumować owczarki australijskie: to psy o wyrazistym charakterze, pełne entuzjazmu, bystre, z ogromnym zapałem do pracy (lub wspólnej aktywności z człowiekiem).Co nas pozytywnie zaskoczyło? Co prawda części rzeczy spodziewaliśmy się po zapoznaniu z rasą, ale nadal te rzeczy są niesamowite Ozi bardzo szybko odnalazł się w naszej rutynie i wręcz wyczuwa kiedy jest czas na nasze rytuały. Po powrocie z południowego spaceru dostaje matę do lizania lub gryzaka, zanim zdążymy zdjąć kurtki, już siedzi w klatce i czeka bardzo szybko łapie co następuje po sobie i kiedy powinno się coś wydarzyć, jest porządek dnia. Można śmiało powiedzieć, że rozpoznaje miejsca do których jeździmy, kogo tam spotkamy. Ozi nawet zapamiętał która sztuczka nas najbardziej rozbawiła i teraz wykorzystuje ją na potęgę jeśli ktoś trzyma smaczka/ kubeczek po jogurcie naturalnym/ owoc lub warzywo i jeszcze nie wydał polecenia, Ozi pierwsze co zrobi sam z siebie to ,,wstydź się” Niesamowite jest to, że te psy uczą się również spontanicznie – całkowicie przypadkiem udało się nam wprowadzić na spacerach komendy ,,prawo, lewo, dom” Z takich zabawniejszych rzeczy, Ozi codziennie odstawia takie przedstawienia, że nie można się nie zaśmiać nie kończą mu się pomysły, a wręcz przybywają i nigdy nie możemy być pewni czym nas zaskoczy. Z naszych ostatnich doświadczeń – wycie do alarmu samochodu i wrzucanie zabawki pod kanapę z późniejszym dramatyzowaniem, że nie może jej wyciągnąć „